W kolejnej odsłonie "Lata bez filtra" przenieśliśmy się na obrzeża Kutna - do zagrody. Naszym gościem była Aleksandra, która razem z rodzicami prowadzi Zagrodę Walentynów. Jeśli myślicie, że wakacje to tylko plaża i leżak, to Ola szybko wam to wyjaśni. Pasjonatka koni, dziewczyna o dobrym sercu...
Zagroda Walentynów to nie tylko konie - choć te są tu zdecydowanie gwiazdami...ale też mini zoo i sielska przestrzeń, która pachnie sianem, naturą i spokojem. Można tu pogłaskać kozy, nakarmić daniela, posłuchać beczenia owiec i zrobić zdjęcie z niesfornym baranem. To dobra zajawka na wakacyjny czas, aby wyłączyć telefon i patrzeć jak dzieciaki biegają boso po trawie.
Ola opowiedziała nam o swojej pasji i wielki sercu do zwierząt, pierwszego konia kupiła sobie sama, a później już jakoś poszło:
Ja od dziecka chciałam konia. To było moje największe marzenie, żeby mieć tego konia. Prosiłam już rodziców na komunię (...), koniec końców z moim narzeczonym sami sobie tego konia kupiliśmy. (...) Mamy tu dużo zwierząt, nie tylko konie (...). Są i owieczki, i kozy, i kurki, i mamy Daniela.
Na wakacje nie zawsze trzeba wyjeżdżać daleko, żeby odpocząć i naładować baterie. Czasem wystarczy zagroda, natura i zwierzęta... Jak mówi sama zainteresowana, najlepiej odpoczywa wśród natury.
Kocham zwierzęta, szczególnie konie, i ogólnie – kocham przyrodę. Zawsze fascynowało mnie to spokojne, prawdziwe oblicze natury. Uwielbiam spacery po lesie czy po łąkach – potrafię się wtedy naprawdę zachwycić tym, co mnie otacza. To mnie uspokaja, daje radość. Ostatnio zaczęłam też robić naturalne przetwory – na przykład syrop z pędów sosny albo miód z mniszka lekarskiego. Bardzo mnie to wciąga. Poza tym od dawna pasjonuję się fotografią – kiedyś dużo fotografowałam i chciałabym do tego wrócić. Mam nawet pomysł, żeby organizować u nas w zagrodzie sesje zdjęciowe ze zwierzakami. Myślę, że to mogłoby dać ludziom piękne wspomnienia – i wyjątkowe kadry.
Nazwa zagrody nie jest przypadkowa i ma swoją historię.
Niektórzy może nie wiedzą, ale starsze pokolenie na pewno kojarzy – kiedyś tutaj była wieś Walentynów. Nasza ulica, Jesienna, wtedy nie należała do Kutna, tylko była częścią tej wsi. Co ciekawe, mój pradziadek Walenty był sołtysem w Walentynowie i mieszkał właśnie w tym domu, który teraz zajmujemy. To było jego gospodarstwo. To miejsce ma więc dla mnie szczególne znaczenie — łączy pokolenia, tradycję, historię i pasję. Chociaż przez długi czas nie było tu żadnych zwierząt, to na szczęście zwierzęta znowu wróciły do Walentynowa.
To jest właśnie lato z odrobiną natury na wyciągnięcie ręki, tuż za rogiem - lokalnie. Całą rozmowę odsłuchacie poniżej, a my słyszymy się w kolejnej audycji "Lato bez filtra" w następny wtorek po 18:00.
Zapraszamy!
0 0
Super miejsce polecam odwiedzić, zarówno dla młodych i starszych.